Poznajmy się

czwartek, 12 marca 2015

Na zamojskim rynku.

      Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5" 
                 czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część XV.

     
               Idąc dróżką w kierunku szosy, zastanawiałem się, czy mam ochotę na godzinny spacer na Stary Rynek, czy tym razem przejadę MKS - em. Na umówione spotkanie, z nią, miałem jeszcze ponad dwie godziny. Zdecydowałem się na to drugie. Pomyślałem "zaczekam koło lodowiska, może spotkam kogoś znajomego?". Stanąłem na przystanku i kołysząc się z palców na pięty czekałem. Trochę niepokoił mnie brak innych oczekujących, co mogło świadczyć o tym, że autobusu nie będzie przez najbliższą godzinę. Żeby to sprawdzić, przydałby się rozkład jazdy, ale - rzecz jasna - rozpiski nie było, bo... No właśnie; nigdy nie doszedłem do tego, dlaczego ktoś zawsze niszczy autobusowe rozkłady jazdy. Do końca życia zostanie dla mnie tajemnicą: po, co komuś kawałek blachy z wypisanymi cyferkami? Czy ktoś kiedyś odpowie mi na to proste pytanie?
Stałem już dobre dwadzieścia minut. Już zaczęły boleć mnie nogi. Starym sposobem postanowiłem "przywołać" autobus układając Kostkę Rubika.
Automatycznie przerzucałem palcami kolory, a kostka układała się jakoś... tak sama. Ledwie ułożyłem kostkę trzy razy, a zza zakrętu pojawił się tak długo oczekiwany pojazd. Schowałem kostkę do kieszeni i zadowolony z siebie, że umiem układać kostkę (chociaż, to zadowolenie już jest chyba bez sensu) przygotowałem się do wejścia. Autobus się zbliżał; już widziałem szofera za kierownicą i niemal puste wnętrze. Postąpiłem krok w kierunku skraju drogi, obliczając jednocześnie, gdzie wypadną drzwi, gdy samochód się zatrzyma. Z kieszeni wyjąłem drobniaki, by szybko zapłacić za bilet. Już za chwileczkę będę jech...
Autobus minął mnie nie zwalniając.
Gapiłem się za nim z rozdziawioną buzią.
- Rękę trzeba było wyciągnąć - usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się i zobaczyłem starszego jegomościa pod wielkim kaszkietem w kratę. Ogrom tego okrycia głowy był fascynujący. W mig stwierdziłem, że z całą pewnością czapka była wielofunkcyjna: prócz okrycia głowy mogła również służyć za parasol. Wbrew pozorom jej wyzywające rozmiary były także niezłym kamuflażem, którego nie powstydziłby się James Bond - cała postać niknęła pod tym kaszkietem i gdyby ktoś teraz kazał mi opisać staruszka, za żadne skarby nie potrafiłbym tego zrobić, bo przed oczami miałbym tylko i wyłącznie tę wyzywająco krzykliwą kratę.
- Jak to rękę... - oprzytomniałem - Przecież widział, że stoję i czekam.
- No rękę;  Inaczej się nie zatrzymują. Ech, głupie te ludzie. Przez was do przychodni się spóźnię. Jakbyście rękę wyciągnęli, toby się zatrzymał i poczekał na mnie.
- No, ale przecież pana też musiał widzieć, a i tak się nie zatrzymał.
- Bo nie musiał, bo ja na przystanku nie byłem, tylko wy byliście. Ej, wszystko trza tłumaczyć jak dzieciom. - Dziadek machnął z rezygnacją ręką. - Tera z dziesięć minut trza poczekać na następny.,
- No, jedzie! Nawet przed czasem! - zawołał nagle dziadek. - Machajcie, machajcie, bo się nie zatrzyma.
Zacząłem machać i machałem - dla pewności - do momentu aż autobus stanął, a kierowca otworzył drzwi.
Na Rynku byłem w niecałe 10 minut. "No, dobrze..." pomyślałem, teraz muszę czekać dwie godziny. Co można robić przez, tak długie 120 minut. Lodowisko..., zamknięte. Było za ciepło i zamieniło się w mały staw. Pijalnia czekolady; nie!!! Mam tylko pieniądze, aby postawić jej gofry i herbatę. Może... do kina? Nie, do kina musiałbym wracać po szkołę. Dobra. Czekam na ławce. Jeszcze 115 minut.
      Sięgnąłem do kieszeni... Kostka. Tak, kostka, to jest pomysł. Układam całą w niecałą minutę, więc 115 razy zdążę ułożyć.
       Czas płynął szybko. Przy 87 razie, kostka rozsypała się na drobne części, lecz szybko i zgrabnie połączyłem ją w całość. Już tylko 10 minut zostało i przyjdzie. Jeszcze tylko kilka razy i się doczekam.
       Nagle usłyszałem dźwięk dzwonka w telefonie, który informował mnie, że dostałem SMS - a. Wiadomość była od niej: "Nie przyjeżdżaj na Rynek, przed chwilą Kuba nauczył mnie wszystkich schematów i umiem już układać kostkę. Gisell."
     "No i dobrze..." pomyślałem. Przynajmniej bardzo przyjemnie spędziłem czas na Rynku Wielkim w Zamościu, układając swoją kostkę.

Autor JA ZZ