Poznajmy się

piątek, 16 stycznia 2015

Filmówka

Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5" 
                 czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część XII.
      W nocy miał sen. Śniło mu się, jak na Festiwalowej Gali Rozdania Oskarów za "Filmy o Szkole", na scenę wywołują autorów zwycięskiego filmu, w pięciu kategoriach: za zdjęcia - Jakub S Szumi (miał na sobie swoją ulubioną koszulkę z nadrukiem Badminton Rocks - badminton wymiata); za żeńską rolę pierwszoplanową  jego koleżanka z ławki (w czarnej sukni prezentowała się ekstra, a twarz jej promieniowała); za męską rolę pierwszoplanową Dawid, Bryan (kurczę, w smokingu wyskoczył na scenę!); za męską rolę drugoplanową nagrodę odebrał Kapson Z (w swojej "nietuzinkowej" czapce), za efekty specjalne Jakub F. (Cezary Pazura, który prowadził galę, miał trudności z wymówieniem tytułu nagradzanego filmu "Badmintonowi, szczerzy i młodzi" , nie on pierwszy i nie ostatni miał problem z "badmintonem"); za scenariusz do naszej czwórki doszli jeszcze Szymek i Karolka. Wszyscy stali na scenie. Trzymali się za ręce i kłaniali się, a publika szalała. Takiej burzy oklasków nigdy nie słyszeli. Aplauz był tak wielki, że ledwo, co było słychać to, co mówi Pazura.
           Obudził się. Dzisiaj w szkole, musi zapytać Kacpra, czy rzeczywiście chce ten film wysłać na festiwal, czy była to tylko ściema, by namówić Martę do zagrania w ich filmie i ją poderwać (taki nowy sposób). Ale nagle zamyślił się jeszcze bardziej:
- Hmmm.....Ale przecież, my nie kręcimy żadnego filmu. To po, co.... mam pytać, o coś Kacpra? - chyba już całkiem się obudził, bo zaczął myśleć logicznie.
- No i najważniejsze. Ja przecież nie siedzę w ławce z żadną dziewczyną.

                                                                 * * * * * * * * *

           
      Pewnego, zimowego, słonecznego i pięknego dnia, klasa 6a SP nr 4 w Zamościu, zaplanowała, że pójdzie do zamojskiego kina Stylowy na film "Igrzyska Śmierci - Kosogłos". Tak, się wszyscy zbierali i umawiali, że w końcu dotarli na seans tydzień później. Może, to malutkie, króciutkie i prawie niezauważalne opóźnienie przeszkadzało niektórym, ale chłopcom jak zwykle nic nie dało, to do myslenia. Mieli czas na wszystko. Siedzieli rządkiem na korytarzu i układali "Kostkę Rubika" na czas. Na pewno bardzo, to irytowało nasze dziewczyny, ale oni nie zwracali na, to uwagi według maksymy; Kino nie zając, nie ucieknie". Czekając, aż się wszyscy zdecydują na wyjście do kina, kilka dziewcząt, czyli: obie Julki, para Wiktoryjek, Karolinka, Paulina C - K, Marta i Giselle były takie złe, na klasowych "menów", że przez cały tydzień rozmawiały tylko o najładniejszych aktorach z serii filmów "Igrzyska Śmierci". Myślały, że dzięki temu chłopcy, przynajmniej trochę przyśpieszą swoje przygotowania do wyjścia ze szkoły, ale to chyba nie była dobra metoda na nich. Próbowały różnych sztuczek (m.in. takich jak symulowane omdlenia, okrzyków "Pali się!!!", "Uwaga Kartkówka", miłego przymilania się do "kostkowiczów"), ale nie było rady na nich. Pewnego dnia, jednak, trochę przesadziły i o mały włos nie doprowadziły do nieszczęścia:
— Wiecie co? Nudno. — Paulina wstała i zaczęła przechadzać się po klasie.
— Może makijaże sobie porobimy? — zaproponowała Karolka.
— A co ty, Karola, dziewczynka z przedszkola jesteś, żebyś się maminymi kosmetykami bawić?
Karolina zarumieniła się. — Eeee... mam na myśli takie jakieś fajne makijaże. Takie, wiesz, hmmm... takie jakie mają czarownice na filmach.
— Dziecinada. Poza tym, za ładna jesteś na makijaż czarownicy - pochlebiła jej Marta.
"Kostkowicze"

Karolina spłonęła jeszcze bardziej. Aż zrobiło się wszystkim jej szkoda.
— A może sobie powróżymy? — zaproponowała Julka.
— Mam lepszy pomysł. Wiecie co zrobimy?
— No co?
— Powywołujemy duchy. Zrobimy sobie seans spirytystyczny. Co wy na to, ślicznotki?
— Bo ja wiem... — zaczęła Wika
— Świetny pomysł. Bomba! — zawołała Gisell.
— Ale, to jakąś planszę trzeba byłoby przygotować i...
— Julcia, nic się nie martw. Masz jakiś karton? Zaraz planszę się zrobi. Nie będzie taka „zawodowa”, ale wystarczy. No, dawaj po jakąś kartkę z zeszytu..
— I jakiegoś czarnego pisaka dawaj jeszcze!
— Ale okrągłego stolika nie ma — zauważyła bystra Gisell.
Ustawiły ławkę szkolną, wyobrażając sobie jego krągłości..
Potem Paulina szczelnie zasłoniła okna i naprawdę zrobiło się nastrojowo.
— Masz ten papier?
— Mam.
         
     Wika położyła arkusz na blacie i odręcznie narysowała krąg. Wyszło raczej krzywe jajo, ale żadna nic nie powiedziała. Potem wypisała alfabet. Odeszła i z przekrzywioną głową zaczęła przypatrywać się swojemu dziełu. — Super! Teraz jakiś talerzyk by się przydał i możemy zaczynać.
          Zaczęły.
— Niech każda położy dłonie na spodku. Niech zetknięte palce wskazujące dotykają narysowanego krzyżyka. — Instruowała Wika.
Wszystkie wstrzymały oddech i znieruchomiały. Było tak cicho, że w tej ciszy usłyszały głębokie oddechy, nie zwracających uwagi na nich, układających "kostkę" chłopców.
— Duchu... — zaczęła cicho Wika. — Duchu... Przybądź... No, pomóżcie. Powtarzajmy razem...
— Duchu przybądź... — zaczęły wszystkie, a potem powtarzałyśmy za Wiktorią: — Duchu przybądź z ciemności. Duchu, objaw nam swoją obecność... Duchu, jeżeli jesteś, to rusz talerzykiem...
Gisell oderwała ręce. Odsunęła się tak nerwowo, że o mały włos, a spadłaby z krzesła.
— Wariatko... — syknęła na nią Julka — przerwałaś krąg.
Wolno, wahając się, Gisell znowu położyła dłonie na talerzyku.

Talerzyk drgnął.
„J” — wskazał talerzyk, a po chwili zaczął przesuwać się dalej: „E” — „S” — „T” — „E” — „M”.
Każda niemo powtarzała wskazane litery.
W — I — T — A — M...
— Witaj, duchu. Kim jesteś? — Karolina, przyjęła rolę pytającej.
J — E — S — T — E — M... G....
— Grześ?
Odjechał na moment, ale znowu wrócił na „NIE”
P — R — Z...
— Przyjaciel?
„TAK”
— Czyim przyjacielem jesteś?
W — A — S...
— Jesteś naszym przyjacielem?
„TAK”
— Jak masz na imię? Przedstaw się.
G — A - L - E...
— A, ożenisz się w przyszłości ze mną? - szybko zapytała Julka.
„TAK”
— Przestańmy, proszę was. — Gisell przerwała krąg.
— Gisell, no co ty. Przecież to zabawa. Przecież to na niby.
— Ale ten talerzyk... On się rusza.
— Wiktoria, go popycha — rzuciła oskarżenie Marta.

— Ja?
— Ty albo Julka.
— Wcale nie.
— A właśnie, że tak.
— To zobaczymy.
— A niby jak mamy to sprawdzić? — zapytała całkiem już rozeźlona.
— My z Julką nie dotkniemy talerzyka. Tylko ty.
Spojrzały na Martę.
— Może być. — Była przekonana, że talerzyk nawet nie drgnie.
— No to już.
Zetknęły z Martą palce i dotknęły ciepłej porcelany.
— Duchu... — zaczęły zachrypniętym głosem. — Jesteś jeszcze z nami?
Tak jak się spodziewała Marta — nie było żadnego efektu. Wymownie spojrzała najpierw na Wiktorię, a potem na Julkę.
— Duchu... — powtórzyły, ale tym razem pewniejszym głosem.
„TAK”
Marta pisnęła. Złapała się dłonią za gardło i zamarła. Z rozdziawionymi ustami, nadal trzymała dłonie na talerzyku.
— No i? — Karolina triumfowała.
— Nie chcę się już w to bawić. Koniec. — Marta wstała od stolika.

— Tak nie można. Ducha trzeba odwołać, bo inaczej...
— Co... Co inaczej? — Marta zamarła z ręką na zasłonie.
— Inaczej tu zostanie i będziemy mieli „nawiedzoną szkołę”.
— Nie żartuj. — Marta krzywo, niepewnie uśmiechnęła się.
— Nie żartuję.
— Nie słuchaj jej, Marta. To głupie przesądy. Zabobon.
— Tak??? Jesteś tego pewna?
„Jesteś tego pewna? Jesteś tego pewna?” — przedrzeźniała w myślach ten durny ton Karolina.
— A jak się odwołuje ducha? — zapytała Marta. Zrobiła krok w stronę swojego krzesła, ale najwyraźniej w ostatniej chwili zrezygnowała i nie usiadła.
— Po prostu trzeba go poprosić, żeby odszedł.
— To go poproście.
— Siadaj.
— Nie. Ja tu postoję. Same go poproście.
— Jak chcesz.
W siedem połączyły dłonie.
— Duchu... Jeżeli jeszcze tu jesteś, odejdź...
Nic
— Duchu, prosimy cię, abyś odszedł w spokoju.

„NIE”
      Zamarły. Żadna nic nie powiedziała. Kątem oka zauważyły, jak Marta po dziecięcemu zakrywa oczy. Często robiła tak w kinie, gdy chciała się ustrzec przed obejrzeniem krwawej sceny.
— Dlaczego?
C— H — C — E... Z — O — S — T — A — C... Z... J - U - L - K - Ą..
       Julka siedziała osłupiała i nie wiedziała, co myśleć. Chociaż, chciała się kiedyś spotkać z Gale Hawthornem, bohaterem "Igrzysk Śmierci". Chociaż była, to jej prawdziwa "platoniczna miłość", taka wielka, że tylko pewnie Dominika przeżywa większego "platonika" do Niella z 1D. To jednak, zadecydowała, żeby jego duch poszedł już sobie do domu.

- Pa, pa.. Mój Mały Książe. - powiedziała cicho, a duch wyleciał wywietrznikiem z sali lekcyjnej.

CDN...
Autor J.S.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Nutella???

Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5" 
                 czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część XI.-

UWAGA! 
Od dziś masło maślane to nutella!!! 

   

  Przed wyjazdem na zawody z siatkówki, jeszcze parę minut temu, dziewczyny rozmawiały z panem wychowawcą na temat 1D. Dla jednych, bardzo ciekawy temat dla niektórych, mniej.
- Julka ja wszystko wiem! - krzyczy zaczerwieniona Marta.
- To nie tak jak myślisz, Marto! - odpowiedziała trochę skrępowana Julka.
- Oj dziewczyny ogarnijcie się z 1D - powiedziała Wiktoria.
W nieoczekiwanym momencie nasza Paulina C krzyknęła: Jestem mamutem!
- Pewnie jesteś unikatowym okazem - powiedziała ''gasząc'' koleżankę Julka S.
- Jestem na wyginięciu, wy się nie śmiejcie. Macie w klasie zagrożony gatunek - powiedziała Cioska.
- Chyba mamuta - wykrzyknęła Dona.
-Albo zwykłą Cioskę - powiedziała Werka.
Pani Ania powiedziała: Chodźcie dziewczynki, musimy jechać.
- Powodzenia dziewczyny! - wykrzyknęłyśmy.

                                                          * * * * * * * *

 
   Gdy nasze siatkarki pojechały do Tomaszowa Lubelskiego.
Pan Sławek powiedział: Pauliny nie ma? Marta zobacz czy nie ma jej w szatni..
- Oczywiście - powiedziała Marta.
- Mogę pójść z Martą? Żeby się nie zgubiła. - powiedziała zmartwiona Karolina.
Poszły i się zgubiły...
- Szkoda - powiedziała Gisell.
- Oj tak. Szkoda ! - westchnęła Magda.
- Szkoda, szkoda - powtórzyła Wera.
- Szkoda, szkoda i jeszcze szkoda - znowu powtórzyła Madzia.
- Szkoda, szkoda i jeszcze bardzo szkoda! - nie dawała za wygraną Gisell.
- Jeszcze bardziej szkoda niż bardzo szkoda i koniec - niecierpliwie chciała zakończyć Magdusia.
- Mega bardziej szkoda niż jeszcze bardziej szkoda - nie dawała za wygraną Weronika.
- Ta, zawsze musisz mieć ostatnie zdanie - powiedziała Magda - Dobra wygrałaś. Szkoda.
- Nie bardzo szkoda - zaczęła od nowa Gisell.
- No dobra wychodzę - powiedziała Magda - zostawiając Weronikę w pokoju nauczycielskim.
- Chyba..., poszła ich szukać... - wzruszyła ramionami  nasza Werka. 

                                                                   * * * * * * * *




"I wyśpiewam dla Ciebie
Cały świat.

Wyśpiewam dla Ciebie,

Moje wiersze..."



        Nuciła po cichu, akompaniując sobie na fortepianie.

- Ciekawe, czy mój wychowawca byłby dumny, że gram, tą piosenkę na fortepianie – myślała. 
- Lepiej brzmiałby, ten utwór, w wykonaniu kwartetu smyczkowego. Tak. Kwartet byłby okey. A do kwartetu…, dodana sekcja perkusyjna plus mój głos. Tak... naturalne z dużym nasileniem echa. To by grało... - Nie zastanawiała się na tym, że na razie nie jest, to rzecz realna. Oczywiście nierealna, bo przecież nie wie dla kogo miałaby śpiewać, tą piosenkę. Treść, tego utworu była zbyt oczywista, żeby, go śpiewać byle komu. Ona zaśpiewałaby go, dla niego. Ale na razie, chciała go zagrać jeszcze raz.
— Halo... Halo... — usłyszała po chwili. — Co o tym sądzisz?
— O czym... Przepraszam, zamyśliłam się.
— To, zauważyłem już dziesięć minut temu. Wracaj na ziemię, do towarzystwa.
— Rozmyślam o tym, że ta piosenka… Ale, co TY tutaj robisz??? — nagle zorientowała się, że nie jest w pokoju sama.
- Cześć jestem Piotr…, Pan Piotrek…, Piotruś Pan – jak zwykle, coś pomieszał Piotrek.
- No…, wiem… Znam cię… Widzę, cię… i pytam się. Co tu robisz?
- Nic…, jestem – jak zwykle po blondyńsku, odpowiedział Piotruś Pan.
- Ja, tu sobie plumkam na fortepianie, a ty podsłuchujesz, tak? – zwróciła się do niego z milutkim uśmiechem.

— Mało tego, ja nawet podziwiam. W tym coś musi być... W tej muzyce. Nie sądzisz? — przerwał jej Piotr.
- Bo, niby dlaczego podziwiasz? - zapytała
— Nooo... Hm... — wzruszył ramionami — No, nie wiem. Myślę, że może jedna mała nutka jest dla mnie?
— Wiecie co? Chyba nie będę już mieć pożytku z twojego towarzystwa. — Wstała. A Piotrek otworzył usta, ale nic nie powiedział. — Miło mi było cię spotkać. — Podała mu rękę. A ten całując jej dłoń, w swój charakterystyczny sposób zniknął.
— Nie mogę, tych jego zniknięć. Przecież wie, że utwór grałam właśnie dla… - przerwała swoją myśl i nagle zerwała się z miejsca, robiąc paniczne ruchy.
- Muszę zagrać —krzyknęła. Nie wie dlaczego, ale musi siąść przy fortepianie i odegrać "Aniołka", ale już dla kogoś innego.
      Usłyszała westchnienie — chyba własne. Położyła dłonie na klawiaturze i miękko zaczęła grać. Nie wie skąd, ale doskonale wiedziała, gdzie trzeba zwolnić, a gdzie przyspieszyć; który akord ma być forte, a który piano i mezzo-piano. Z początku kusiło ją, aby dodawać do nut swoje ozdobniki, ale szybko z tego zrezygnowała.
       Zazwyczaj mówi się, że „muzyka płynie”. Ta nie płynęła; ta — wibrując — zawiesiście unosiła się i tworzyła wir... Spiralę raczej.
     


 Uzmysłowiła sobie, że melodia przywołuje COŚ; coś, czego się potwornie bała; coś, czego nie chciała doświadczyć już w szóstej klasie. Myślała, że doczeka do gimnazjum, z tym uczuciem, a jednak... grała dla niego. Grała i nie mogła się powstrzymać. Nie, już nie grała — uzmysłowiła sobie. Siedziała jak sparaliżowana, a melodia brzmiała samoistnie. W jej głowie, coraz bardziej wyraźnie, rysował się on... Jej wybrany... Przecież jest zawsze tak blisko, w klasie, siedzi w ławce przed nią. To jest silniejsze od niej…

                                                              * * * * * * * *
Wiktoria T. i Piotrek K. usiedli na ławce i patrzyli sobie w oczy.
- Ja, w Twoich oczach widzę cały świat. - westchnął Piotrek.
- Aaa.. Widzisz mój zeszyt? - powiedziała Wika. - Bo muszę napisać "weekendówkę" z matematyki.
- Ja widzę wszystko - odparł uśmiechnięty Piotr.
Tyle słów,  w jednej rozmowie, nasza Wika, na pewno, nie usłyszałaby od Piotrka. Dlatego nikt z jej słuchaczy nie uwierzył , w to jej opowiadanie. Na pytanie Wiktorii, zadane podczas, popularnej wśród młodzieży, zabawy:
- Prawda czy fałsz? 
Wszyscy odkrzyknęli - "FAŁSZ" - takiej historii nie było.

Na ławce szkolnej, usiedli Marta i Kabanos
- Oh Marta, jesteś taka śliczna - powiedział wpatrzony w ukochaną Kabi.

- Ach, dziękuje Liam. - odpowiedziała Martunia.
- Jaki Liam? - zapytał wkurzony Kabanos.
- Mój Liam! 
- Ja jestem Twoim Liamem.
- Och, pewnie! 
Kacper nigdy nie siada na ławce szkolnej.
Odpowiedź: "FAŁSZ" - takiej historii nie było.


autorki M, G, K, M 

CDN

:) ;)  PS. NIE CZYTAĆ W DOMU !!! TYLKO NA PODWÓRKU !
THE END

niedziela, 11 stycznia 2015

Komnata tajemnic?

  Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5" 
                 czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część X.-

 Jak, to było...? Chyba na języku polskim, uczyliśmy się, jak pisze się podania? Może i tak, ale nie pamiętam zbyt dużo. - Julka pochylała się nad kartką papieru, klęcząc na krześle. Zawsze, gdy musiała coś napisać ważnego, siedziała właśnie, w ten sposób. To pomagało jej się skupić, bo przecież chce napisać, poważne pismo.
- Muszę sobie poradzić - pomyślała.
- Nazwisko i imię w prawym górnym rogu - zaczęła pisać, ale nagle coś rozbłysnęło.
- A..., to ten, dziwny długopis z lampką na szczycie w kształcie serduszka - przeszło jej przez myśl.
- Kto wymyśla, takie durne długopisy,w których, jak się zaczyna pisać świeci napis: LOVE ME i rozprasza piszącego - przerwała pisanie Julka, patrząc z uwagą na czerwony długopis.
 - No nic. Przewodnicząca klasy 6a, w Szkole Podstawowej nr 4 w Zamościu - mówiła na głos i pisała, starając się stawiać literki okrągłe i zgrabne.
- Data! - pomyślała - Tak musi być data: "11 stycznia 2015 r." - napisała w lewym górnym rogu.
- Dobrze, początek już jest - zadowolona z siebie odłożyła na chwilę, ten irytujący długopis. Chwilę siedziała skulona i odruchowo włączyła MP 3. Tak..., teraz może już pisać. Z głośników popłynęły nuty najlepszego (jej zdaniem) zespołu na świecie. Przed oczami, przez chwilę mignęły jej postacie chłopców, trochę podobnych do tych  z 6a, śpiewających te piękne melodie.
     Napisała adresata, podania. Tak..., musi o rozszyfrowanej notce powiadomić Panią Dyrektor Szkoły. Następnie skleciła kilka prostych zdań:


     Zwracam się z prośbą o pomoc w rozszyfrowaniu notatki, która została nadesłana mi podczas pobytu na Białej Szkole. Prośbę swą motywuje tym, że od kilku dni, nie mogę uzyskać żadnej wskazówki od nikogo na temat wyżej wymienionej notatki. Dodaję, że jest, to przecież niewinna rozmowa mojej koleżanki i kolegi, których chyba, coś ze sobą łączy. Okazało się jednak, że w informacji tej jest jednak coś więcej, co powoduje ogólne zmieszanie u dorosłych.
  Dlatego proszę o potraktowanie, tej sprawy, za bardzo poważną.
              Proszę o pozytywne rozpatrzenie naszej prośby.
               Załączeniu dołączam, ksero notatki.

                                                                           Julka - przewodnicząca klasy 6a

     Odstawiła długopis i podparła się na łokciach. Obie dłonie zaczęły masować czoło. Coś bardzo ją niepokoiło. A może, w tej notce jest ukryta jakaś tajna informacja. Może, to ona, jako szefowa klasy, powinna tę informację odszyfrować. Może, to jakieś takie hasło typu: "Komnata tajemnic jest otwarta?", "Książę - półkrwi powrócił?". Za dużo, tych "może". Przecież nasza szkoła, to nie jakiś dziwny Hogwart, A ona, to nie jest jakąś Hermioną. Chociaż, mamy w klasie wróżkę Martę, ale to chyba za mało jak na "Szkołę Magii".


                                                          * * * * * * * *
- Wchodź pierwsza - powiedział.
- Może ty - powiedziała - przecież jestem dziewczyną.
- Ale, ty jesteś pierwsza w dzienniku. Masz pierwszeństwo - ukrywał swoje lekkie zaniepokojenie Kacper.
- Ty, też byłeś ostatni w dzienniku. To może dzisiaj będziemy wchodzili od końca - Paulina, nie należała do tych najodważniejszych. Ale piwnice pod kuchnią były jej bardziej znane niż dwojgu kolegom, którzy zgodzili się na tą niebezpieczną wyprawę:

Od kilku dni słyszeli szepty. Tajemnicze głosy, które nie dawały im ani chwili spokoju:
- Tajemnicza komnata jest otwarta - tak stwierdziła wczoraj Paulina, mówiąc do Kacpra i Jakuba.
- Ja, tam nie idę - powiedział Jakub. - Nie chcę mieć ujemnych punktów z zachowania.
- Idziesz - powiedziała ona. - Obiecałeś mi, że ze mną pójdziesz i rozwiążesz, tą dziwną zagadkę.
- Przekonałaś mnie. W końcu, tylko ja się na tym znam i jest, to moje hobby.
                                                           * * * * * * * * * 
       Nagłe przejście, z korytarza koło biblioteki, do piwnic oślepiło ich. Gdy wzrok przyzwyczaił się wreszcie, dostrzec było można labirynt korytarzy. Środkiem przebiegała wysmarowana czarnym olejem i śmierdząca nim wąska aleja. Po obu jej stronach ustawione były żelazne konstrukcje i stare meble, które już nie nadają się dla dzieci w naszej szkole. 
— Hej! Heeeej! — krzyknął Kacper — Ale akustyka! Niezła, nie?
— Uchuuuu! — z zadartą w górę głową zaczął cicho Jakub. — Uuuuuu!!! Aaaaaaa!!— Przestań wyć.
— A co ci to, Paulina, przeszkadza, że sobie pokrzyczę?
— Zamknij się i już. Potem sobie pokrzyczysz. Głowa pęka od tego twojego wycia.
Jakub wzruszył ramionami.
— A tam, co jest? — wskazał palcem w czarno rysującą się lukę na końcu lewej ściany.
— O ile pamiętam to tam jest korytarz prowadzący do magazynków i do przebieralni. I chyba jakieś pomieszczenia - warsztaty tam są.
— No to chodźmy oblukać.
Z lamperii na ścianach korytarza złaziła farba i odstawała zadziorami. Te kolory są takie chore, takie ohydne - pomyślała Paulina.
— Oż, kurczę! Wlazłem w jakąś kałużę. — usłyszeli głos Kuby.

— Ale cuchnie! Jak jakieś szambo. — Stwierdził Kacper.
— Moje, nowe adidasy będą śmierdziały.
— Mogliście pomyśleć o latarkach — głos Pauliny w jakiś dziwny sposób odbił się od ścian.
— Paulina, ty już tu byłaś. Nie mogłaś powiedzieć, że przydałyby się latarki?
— Chodź tu z komórką! Przyświeć tutaj, bo znowu ktoś w coś wdepnie.
— Idę już, idę! Gdzie jest ta kałuża, w którą... — nie dokończył, bo poczuł, że właśnie wdeptuję w jakąś maź. - Do jasnej Anielki! Noż, kur...
— Hehehe... znalazłeś?
— ...cze!
Paulina wymownie pociągnęła nosem. Było ciemno i tylko można sobie wyobrazić jak krzywi twarz.
— Świeć pod nogi, a nie po ścianach.
— Kacper, halo! Obudź się. Na podłogę świeć.
— Dobra, chodźmy dalej. Tam — Paulina, wskazała ręką na wprost — jest warsztat. Tam jest jasno. — Ruszyła pierwsza.
      Nagle podłoga poruszyła się! Nie było to jakieś drganie, które jest odczuwane, gdy obok przejedzie pociąg czy ciężarówka, co to, to nie. Ta podłoga - dosłownie - podskoczyła. Na końcu korytarza zrobił się garb, a potem przetoczyła się falą na całej długości.
— O, ja cię... — Co jest? — Jasny gwint! — Co jest grane? — O, matko! — zareagowali jednocześnie, ale w różnych tonacjach. Wszyscy z niedowierzaniem spojrzeli najpierw pod nogi, a potem na siebie.
— Co jest grane? - powtórzył Kuba. Odruchowo podniósł jedną nogę, żeby mieć jak najmniejszą styczność z betonową podłogą.
— To przecież lity beton... chyba. — Kacper pochylił się z zamiarem dotknięcia czarnej od sadzy i starego oleju podłoża, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
Łukami wodził lampą komórki po stopach i połyskliwej czerni.
— Jak to beton, to, co to przed chwilą... no..., co to się stało?
     O złudzeniu nie mogło być mowy. Paulina złapała Kacpra za ramię i przytuliła się. W innych warunkach Kacper zapewne byłby wniebowzięty, ale teraz raczej nie zwracał na to uwagi. Mało tego, nawet się lekko otrząsnął, jakby dotknęło go coś nieprzyjemnego.
— Lepiej się stąd wynośmy.
— Kacper, z ust mi to wyjąłeś. Spływajmy stąd. Potem będziemy się zastanawiać, co to było.
Jednocześnie zrobili zwrot i jednocześnie zrobili kilka kroków w stronę, z której przyszli, ale...
— Co jest?
— Ściana???? Skąd się wzięła ta ściana?! Tutaj nie było żadnej zakichanej ściany!
   Stali jak wmurowani i gapili się na jak najbardziej realną ścianę, która wyrosła, nie wiadomo i jak, kilka metrów przed nimi. Nikt nie drgnął, tylko wytrzeszczali gały na zasklepiający się wolno otwór w jej środku.
— To się nie dzieje naprawdę. No nie? Ktoś żarty sobie robi. Adam, gdzie jesteś! Fajny trick, kopara opada, ale to się nie dzieje naprawdę.
— Kuba, zamknij jadaczkę i popatrz— syknął Kacper.

      Spod brudnozielonych złuszczeń, ściana zaczęła niebieskawo błyszczeć. Gdzieniegdzie kawałki farby zaczęły odrywać się i z szelestem dartego papieru - w zwolnionym tempie - opadać na podłogę.
Jednak zauważyli, że coś się dzieje, bo wolno zaczęli się cofać. Wyglądali bardzo śmiesznie - poruszali się nienaturalnie — tak, jakby byli puszczeni na filmie wstecz. Mówili coś do siebie, wytrzeszczając ze zdziwienia oczy, ale ich bełkotu nikt nie rozumiał. Paulina i jej kumple oddalali się tym swoim groteskowym krokiem wstecz, wymachując rękami i niezrozumiale wyszczekując jakieś słowa.
    Z głośnym plaśnięciem, coś spadło im na głowę i spłynęło na twarz. Kacper odruchowo podniósł rękę, by zetrzeć to coś z twarzy. Zobaczył jak Paulina i Jakub przeciskają się przez małe drzwi na drugim końcu korytarza. Może znaleźli wyjście? Na pewno znaleźli wyjście. Paulina mówiła, że tam jest warsztat, a jak jest warsztat, to musi być wyjście.
Ruszył za nimi.

Koledzy..., moglibyście na mnie poczekać. Zostawili mnie tu na pastwę losu, niech ich .... Jak wyjdziemy z tej ruiny i jak już będziemy w klasie, to pogadamy. A jak Paulina wspomni, coś tylko o moim brudnym bucie, to tak jej powiem, że popamięta. No, gdzie oni się podziali? Kurczę, myślałem, że te drzwi bliżej są.
Wreszcie złapał ręką klamkę.
— Co jest? Zamknięte? — Naciskał klamkę raz za razem coraz mocniej, ale drzwi nie chciały się otworzyć. — Jaja sobie robią? Zamknęli się przede mną? — Zaczął walić w dechy pięściami, tak mocno, że farba odpryskiwała. Drzwi wreszcie puściły, a właściwie deski puściły - połamały się.
— Pokręciło was? Dlaczego zamknęliście, te drzwi? — zawołał, ale zamiast normalnego głosu, nieco podniesionego, ma się rozumieć, bo był nieco zdenerwowany, tym ich głupim zachowaniem, usłyszał basowy, wypływający z gardła w spowolnionym tempie bełkot. Dźwięk własnego głosu tak go zaskoczył, że dopiero po niewczasie zorientowałem się, że coś jest nie tak. Ze zdziwieniem stwierdził, że Paulina z Jakubem przyglądają się akwarium, a Jakub z dużym znawstwem opowiadał:

- Tak, tak Paulina. To są piranie. Panowie w warsztacie hodują, je już kilka lat. Ja się na tym znam, bo moja mama uczy biologii w szkole.
- O Kacper, co tak długo człapiesz za nami. Znowu uderzyłeś się w głowę i straciłeś przytomność, bo masz dużego guza na głowie? - zapytała Paulina.
- Nie wiem, ale jak się zrobiło ciemno w piwnicy, to od tej pory niewiele pamiętam - stwierdził Kapson i wolał już nic nie mówić.

CDN

Napisane pod wpływem opowiadania JotMo - SCENARIUSZ W DUCHU EDWARDA D. WOODA
Z DOMIESZKĄ GEORGA A. ROMERO


       


piątek, 9 stycznia 2015

Lekcja przyrody

     Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5" 
                 czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część IX.

     Po przejściu kilkuset metrów, wiatr zaczął siekać zimnymi grudkami lodu. Zanim doszedł do następnego przystanku, za kołnierz zebrał sporą dawkę zimowego śniegu. Zwolnił i zawahał się przed małą kamieniczką. Pomyślał:
- Na moment wejdę, żeby przeczekać. -  Kusiło go też, to powalające ciepło, które tchnęło z bramy budynku. .
       - Nie, lepiej nie. - Skończy się tym, że zadekuje się tam do rana.
       Skurczył się, jakby minimalne zmniejszenie powierzchni pleców miało go uchronić przed zimnem. Wcisnął głębiej ręce w kieszeń z taką siłą, że o mało nie zrobił dziury w podszewce.  
Było mu zimno jak licho. Gdy już doszedł przed drzwi, ręce trzęsły mu się, że ledwo mógł trafić kluczykiem w zamek swojego Mercedesa.
- Jest, piąta rano. Mróz i zawieja. Jedzie górnik do pracy – płynęła narracja z telewizora.
- Dobrze, że to nie ja – powiedziała do siebie Klaudia (trochę do rymu). Poprawiając, swoje ułożenie w głębokim fotelu. Patrzyła na telewizor z dużą ciekawością.
- Że, też ja zawsze muszę oglądać takie programy? – analizuje swoje upodobania – Ostatnio bardzo mnie zaciekawił film o układaniu asfaltu na drodze. Muszę coś , z tym zrobić.
- Dzień dobry! Jestem Piotr… Pan Piotrek…  Piotruś Pan – jak zwykle coś pomieszał.
- A, co TY tutaj robisz – ocknęła się Klaudia.
- Nic, jestem – trochę, po blondyńsku odpowiedział.
Damskie 1D???
- Piotrze…, Panie Piotrek, Piotrusiu Panie – nie mogła się zdecydować. – Dzisiaj nie mam ochoty na plotki.
- Dlaczego? - pochylił się nad nią z zapytaniem.
- Nie..., bo, nie. - Szybko odpowiedziała. Wiedząc, że na to hasło, Piotruś zawsze znika.
- Przykro mi, Piotrku Panie. Nie będzie plotkowania - tak sobie nuciła w rytm znanego przeboju z reklam, o niskich cenach w sklepach AGD. Ale w głowie sama ułożyła jej się wyimaginowana rozmowa: - „Wiesz, Piotrusiu? Widziałeś wczoraj, tego naszego sąsiada z ławki, co siedzi za mną. Niby nie był zakochany, jak to dawniej bywało, ale zachowywał się jakoś dziwnie...” - „Może się … , albo coś takiego. Bo wiesz, Klauduniu, jak się człowiek zakochuje, to wygląda prawie tak jak pijany, a zachowuje się jeszcze gorzej” - wyjaśnił z wielkim znawstwem urojony Piotrek. -„Masz rację, Piotrze. On chyba jest zakochany w Gisell”. - „Zabujany się mówi, albo zlovciały. Słyszałem na przerwie, jak Szymczyk wszystkim, fachowo tłumaczył jak poprawnie się wysławiać” – wyimaginowany Piotrek poprawił Klaudię. A potem oboje pokiwali z politowaniem głowami nad „tą dzisiejszą młodzieżą”.
   Uśmiechnęła się do tego obrazka, a szczególnie rozśmieszyło ją określenie „dzisiejsza młodzież”, przecież nie czuła się staro. Jedno jej tylko nie pasowało. Przecież, wczoraj nie było Szymona w szkole, bo jest chory.

                          * * * * * * * *

Nigdy nie wierzyła w sny, ale jakoś w ten usilnie chciała uwierzyć. Coś musiało w nim być - przekonywała sama siebie podczas wcinania chleba z czekoladą na śniadanie bo niby dlaczego przyśnił jej się właśnie w tym momencie?
        - Jak, to było…? – próbowała sobie przypomnieć Karolka:
Klasa 6a miała lekcję przyrody. Wszyscy zaczęli się bawić, w ulubioną zabawę pod nazwą
„Przesiadanka”. Korzystając z dobrego humoru pani od przyrody, każdy mógł zmienić miejsce na dowolnie wybrane. Tak zwana „Wolana Amerykanka”. Radość była wielka, szczególnie, że w końcu chłopcy nie musieli siedzieć z dziewczynami. Albo siedzieć z tymi, które im akurat w ten dzień pasują (lub się podobają). Tylko jedna para, jakby nigdy nic, siedziała sobie spokojnie rysując w zeszytach malutkie, zgrabniutkie, czerwoniutkie serduszka.
- Julka patrz. Wszyscy się przesiadają, a my siedzimy – powiedział Kacper, cały czas patrząc na swoje rysunki nie poruszając ustami. Taki sposób mówienia miał zmylić wszystkich, którzy się akurat na niego patrzą. W ogólnym poruszeniu nikt nie słyszał ich rozmowy.
- No, widzę. Paulina będzie zazdrosna – w taki sam sprytny sposób odpowiada Julka.
- Skąd wiesz?
- Bo siedzi za nami i ciągle komentuje do Marty, że siedzimy razem – wyznaje.
- To może przesiądę się do niej –  i już próbował wstawać, gdy usłyszał:
- Spróbuj szczęścia – popatrzyła na niego znacząco – Wystarczy, że Julka ciągle się na Ciebie patrzy – trochę się zdenerwowała.
- Myśli, że jak jest naszą przewodniczącą, to może sobie tak oczami strzelać po wszystkich chłopakach w klasie – skomentowała złośliwie.
- Jesteś zazdrosna? – zapytał Kapson.
- No, coś ty!!! – fuknęła do niego. – Jeszcze na pewno, do końca przyrody nie będę zazdrosna o nikogo – zaczęła swój wywód. – Taka już jestem, fajna. Że nie jestem zazdrosna, bo tak …– ciągnęła. – Nigdy nie byłam i nie będę, do końca przyrody zazdrosna. Ale poczekaj, jak się skończy lekcja, to zobaczysz!!! – skończyła, już prawie na głos.
- Wiesz, co? Ja chyba nie chcę nic zobaczyć. Wolę siedzieć na swoim miejscu
– i „spalił cegłę”.

- Zaraz, zaraz, ale „palenie cegły”, to moja rola – odezwał się, ktoś z końca klasy.
- Przepraszam już nie będę – powiedział Kacper, zakładając sobie reklamówkę na głowę.
- No tak, ale nie ma przecież Głównej Bohaterki – zauważył, jak zwykle bardzo spostrzegawczy Kacper Z.


- Jak, to nie ma? – powiedziała Wiktoria T. – Przecież, to ja jestem główną bohaterką, bo gram prawie w każdym odcinku „Plotki”. – przedstawiała swoje stanowisko nasza Wika.
 - Achaaaa … - odparli wszyscy. – To nasze bajki trzeba czytać od nowa, bo każdy myślał, że to Magda.
- Patrzcie, trzymała wszystko w tajemnicy – trochę złośliwie powiedziała Karolka. – A ty Patryk wstydź się, że nie powiedziałeś mi, że to chodzi o Wiktorię. Jestem teraz zazdrosna nie na żarty!!!– skierowała, te słowa do Draga, który stał z szeroko otartymi ustami, nie mogąc wydobyć z siebie odrobiny głosu.
- Tylko dlaczego nie spalił cegły? – dziwili się wszyscy.
- A ja nie lubię Taksówek – powiedziała Julka S. I wszyscy wrócili na swoje miejsca.

CDN


 Autor J.

czwartek, 8 stycznia 2015

Co się z nami dzieje?

Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5" 
                 czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część VIII.
To już na pewno 1D
- Gdzie my jesteśmy, nie ma nas - krzyczały z przerażeniem, robiąc wielkie zamieszanie dziewczyny.
- Nie ma nas, co się z nami dzieje - najgłośniej płakała Wiktoria.
- Niemożliwe, że was nie ma - uspokajał, je wychowawca.
- Przecież nie mogłyście zniknąć - kontynuował.
- Niech pan dotknie mojej głowy, to pan zobaczy - powiedziała, jak zwykle uśmiechnięta Gisell. 
- Rzeczywiście - jego ręka machała jakby w pustej przestrzeni, przeszywając ciała nastolatek. - Nie ma ich! Znowu zniknęły gdzieś w swoich marzeniach.

                                           * * * * * * * *
       Dawno, dawno temu, wczoraj Wiktoria T, poszła na spacer do parku. Zima, minus 13 stopni, a ona maszerowała z gołą głową, pełna wesołych myśli i pełna tego wspaniałego uczucia, które fachowo nazywa się chyba: "Platoniczna Miłość".
 - No, to co, że „platonik” – tak sobie myślała. – Przecież, każde uczucie jest czegoś warte.
Nagle zobaczyła za drzewem jakiegoś chłopaka. Zaczęli rozmawiać.


- Nie zmarzniesz? – zapytał on.
- Nie! Jestem taka, że nie choruje – skłamała trochę Wiktoria.
- To, dobrze, bo w piątek grasz w siatkówkę – dodał szybko i zaraz się przedstawił – Jestem Piotrek. Pan Piotrek, to znaczy Piotruś Pan – chyba coś jednak pokręcił.
- Przepraszam Cię Piotrek, Panie Piotrek, no… Piotrusiu Panie – nie wiedziała jak dokładanie mówić do niego. - Ja tak nie mogę.
- Jak nie możesz? – zapytał Piotrek.
- Nie mogę, tego zrobić jemu… Przepraszam – powiedziała pół-płacząc i uciekła.
  Gdy, tak biegła przez park zobaczyła jego. Trochę zwolniła, trochę się wyprostowała, wytarła oczy, które teraz stały się jeszcze bardziej błyszczące (stary numer naszych dziewcząt) i uśmiechnęła się. Jej „platonik”, jakby zauroczony od razu zapytał:
- Pójdziesz, ze mną do kina – i szybko dodał - na film?
- Tak, nie ważne, co dzisiaj grają – już całkiem się śmiała.
 I tak poszli na „Hobbita”, gdzie Wiktoria się strasznie nudziła.

           * * * * * * * * * 

    Naciśnięty dzwonek zrobił „dzin - don”...
— Tak?
— Ja do „Głównej Bohaterki...”
— Zaraz... zaraz... — Za drzwiami posłyszał różne „szuru szuru”. — Zaraz, zaraz... Już otwieram! — Najwyraźniej zrobił Głównej Bohaterce suprajzę.
— Czym mogę służyć? — Otworzyła wreszcie i zobaczył ją w całej krasie: w dresie UKS KIKO Zamość i Yonkach na nogach.
— Porozmawiać chciałem o spotkaniu w romantycznej restauracji.
 — Proszę do środka. Proszę. — Słowa, uśmiech plus gest ręką sprawiły, że z czystym sumieniem przekroczył próg.
     Znaleźli się w przedpokoju ze ścianami pociągniętymi na granatowo. Na suficie — również granatowym — ktoś pracowicie wymalował słoniki i znaki zodiaku. Bardzo wesoło, ale przecież to nie jego przedpokój.
— Proszę do końca; do mojego pokoju.
Usiadł na wygodnym krześle i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
- O… moje zdjęcie na jej biurku – spostrzegł i uśmiechnął się szeroko. – To bardzo miłe z jej strony.
- To.., co to miałaby być za knajpka? – stanęła w drzwiach przebrana do wyjścia, w „szałowej sukience” Główna Bohaterka.
- No…, myślałem, że pójdziemy do Mc Donaldsa – zaproponował.
- Ależ, mój drogi.. To ma być romantyczna restauracja? – zrobiła wielkie oczy.
- Mam zniżki – chciał ratować sytuację, ale „spalił cegłę”, a w pokoju naszej Głównej Bohaterki zaczęły wirować wszystkie notatki, zeszyty i książki.
- Jak ja jutro się spakuję do szkoły – krzyknęła tak głośno, że czar prysnął i wszystko wróciło do normy, ale Patryka już tam nie było.

* * * * * * * * * * *
      Zerknął na zegarek; jeździł już tak drugą godzinę. Daleko na horyzoncie zaznaczał się świt. W świetle reflektorów widać było jak nad Rynkiem Wielkim, wyłazi mgła i pcha się na całą powierzchnię zamojskiego Starego Miasta.
     Byłoby dobre zdjęcie - pomyślał, przyglądając się kamieniczkom.
     Na ławeczce ustawionej wzdłuż lodowiska zauważył kilka osób.

- Łyżwiarze – popatrzył na nich z drwiną.- Pewnie odwalają swoje obowiązkowe godziny z dziewczynami i się męczą.  Jeszcze przez kilka godzin nie będzie miał z nimi kłopotu. Padają na nosy z wysiłku i nie robią tłumu na lodowisku.
— Nie przysypiaj. Porozmawiaj ze mną. — Julka H stuknęła go łokciem w bok.
— Może puszczą jakąś muzykę. – skierował się do obsługi.
— Nie chcę muzyki. Chcę, żebyś mówił. Gadającego spikera też nie chcę słuchać — uprzedziła jego propozycję i zajechała mu drogę. — Chcę, żeby ktoś mówił tylko do MNIE.
— Ktoś?
— Tak, „ktoś”. — Z teatralną sztucznością zerknęła na niego, tak aby zobaczyć
swoje odbicie w jego oczach, a potem równie wolno spojrzała na taflę lodu.
— Nikogo tutaj nie widzę, więc wynika z tego, że tym „ktosiem” jesteś ty. Mów.
— O czym?
— Boże, ale jesteś dziwny. Nie wiem, o czym. Wymyśl coś, albo zaraz wyjdę z tego śmiesznego lodowiska.
— Coli bym się napił – powiedział, ale wahnął się i mocno przytrzymał się Julki.
— Kacperku, lepiej złap mnie za rękę, bo się w końcu połamiesz. Patrz, tam dalej są JS i JS – powiedziała na koniec Julka.
     Przez chwilę milczeli...

CDN

Autorki W i J.

środa, 7 stycznia 2015

1D

Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5" 
                 czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część VII.
1D???










— Zacznijmy od początku...
— Musimy? —  Dominika spojrzała błagalnie, najpierw na Martę, a potem na Julkę.
— Może na chwilę przerwiemy? — zaproponowała nasza „Wróżka”.
— Co ty na to? Może zrobimy sobie przerwę? — dopytywała się Julki.
       Pewnie — pomyślała — Takim to nigdy i nigdzie się nie spieszy. Zero muzycznego życia, tylko praca, praca i praca. Uciekają od życia w te męskie zespoły muzyczne. Ale ja nie mam ochoty siedzieć tu do śmierci...
— Zacznijmy od początku — powtórzyła z naciskiem, ignorując Martę.
       Dziewczyna jakby się skurczyła; zwinęła się w sobie i zaczęła cicho:
- Dawno, dawno temu, a może nie tak dawno… To chyba w 2010 roku. Do „Xfactor” zgłosili się Niall Horan, Zayn Malik, Liam Payne, Harry Styles, Louis Tomilson, Nie przeszli do następnego etapu, ale Simon Couell utworzył zespół, który według Nialla nazywał się Niall and Potatoes (Niall i ziemniaki). Jednak Harry wymusił nazwę „One Direction”…
- Co ona bredzi – pomyślała Julka.-   Ile ona ma lat? Jak się do niej zwracać? -      Zerknęła w papiery. 12 lat. Młoda. Co ona sobie myśli? Może uważa, że ja nie znam tej historii?
       Dziewczyna objęła się ramionami, jakby zrobiło jej się zimno. Ścisnęła kolana, aż pobielały. W sumie wyglądała jak siedem nieszczęść.
       Czy było im jej żal? Nie. Czuły zupełną obojętność. Właściwie to nie one powinny zajmować się jej sprawą. Od spraw „małolatów” jest Kuba. Tylko, że Kubie zachciało się wyjechać na urlop do Słowacji.
— Więc?... — przechyliła lekko głowę. Żeby ośmielić dziewczynę starała się uśmiechnąć, ale chyba jej nie wyszło.
- Niestety, w półfinale odpadli, ale ich zespół istnieje do dziś – zaczęła mówić pośpiesznie.
- Jak uważa Simon (ich menager), cały świat to fani 1D – już prawie krzyczała Donka.
— O masz ci los! — opadła na oparcie krzesła Marta. Dziewczyna zaczynała ją coraz bardziej wkurzać. — Ależ oczywiście. My też jesteśmy ich fankami.
— Chodź kochanie.

— Julka objęła ją.
       A miało być spokojnie. O świcie miała się wybrać z kumpelkami do szkoły. Nie przygotowała jeszcze tornistra, a tak musi tu siedzieć Bóg wie, do której. Zaczęła pstrykać długopisem i kiwać się na krześle.
— To możemy już — z naciskiem na „już” — zacząć?
A może - to jest 1D???
— Chłopcy wydali cztery płyty, byli na pięciu trasach. Ich obecna trasa, która zacznie się 2 lutego, obejmie cały świat. Pierwszy album One Direction, trafił na 1 miejsce list przebojów w 37 krajach. Mówiono, że nawet Beatlesi nie osiągnęli takiego sukcesu, w tak wczesnych latach kariery.  — ciągnęła.
- No, co? – powiedziała Julka do Marty – Zdała egzamin do Fanklubu 1D?
- No chyba tak…, Ale, ja bardziej ich kocham niż ona? – powiedziała tak cicho, że chyba jej nikt, już nie usłyszał.

CDN.

                                                                    Autorki D i M

wtorek, 6 stycznia 2015

Jutro do szkoły

           Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5" 
                 czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część VI.
           Zerknęła w lustro. Przez mgnienie wydawało jej się, że na tafli poruszył się jakiś zamazany cień.
   — Ech, przewidzenia — mruknęła. — Zestresowana jestem i tyle. Dwadzieścia pięć dni wolnego, a jutro znowu do szkoły – tłumaczyła sobie, ten dziwny stan jej osobowości.
   To, że tafla lustra była jaśniejsza wytłumaczyła sobie padającym na nie światłem. Wyciągnęła zwitek papieru i zaczęła mu się przyglądać, w lustrzanym odbiciu.
- Może, to jest rozwiązanie zagadki? - pomyślała.
Palcem zrobiła smugę, na zaparowanym szkle, a po chwili kolejną i kolejną. Ślady zdawały się być jaśniejsze i bardziej klarowne — tak jakby palcem ścierała nie wodę, lecz szron z zamarzniętej szyby.

   — Co za licho? - Zaczęła przecierać lustro, już nie palcem lecz całą dłonią. Po chwili idealnie odbijało jej postać z kartką w dłoni. — Do licha, co jest grane? — Metamorfoza lustrzanej tafli tak ją zaskoczyła, że nie zauważyła innego fenomenu: „Co jest grane?” powiedziała na głos, ale usta jej odbicia pozostawały nieruchome.
   Odskoczyła od lustra i klapnęła na tyłku. — Mam omamy — próbowała wytłumaczyć sobie to, co widziała — albo jeszcze się nie obudziłam!
   Twarz Tamtej zmieniła się. Stawała się coraz bardziej płaska i rozlazła: szeroka z czarnymi drucikami zamiast włosów. Małe oczka zapadły się głęboko.
Błyskało w nich coś zwierzęcego, ale owa zwierzęcość nie miała nic wspólnego z bezmyślnością. Nabrzmiałe wargi rozchyliły się w lekkim przymilnym uśmiechu, ale w tym uśmiechu (a raczej uśmieszku) było coś złośliwego. Palce skrobiące taflę były sine i zakończone żółtawymi paznokciami z obwódkami brudu. Obwisła skóra na ramionach dygotała w rytm tego skrobania i bardziej przypominała pożyłkowaną galaretę niż ludzką skórę.
   Patrzyła na to wszystko, ze sparaliżowanym strachem. Oddychała płytko, bo zachłyśnięcie się oparami kwasu wydobywającymi się z lustra groziło śmiercią — tak jej się wydawało. Już nie była w stanie myśleć. Już nic jej nie dziwiło. Mogła tylko patrzyć.
   — Głupi sen — krzyknęła na głos, budząc się rano. — Co za dziwactwo! — powiedziała
głośniej. W głowie jej huczało. — Muszę rozwiązać, zagadkę zawartą w rozszyfrowanej notatce, bo inaczej zwariuję.

- Dlaczego tylko dorośli wiedzą (albo udają, że wiedzą) o, co chodziło naszym zakochanym? — uświadomiła sobie. Przyśniło jej coś dziwnego. Jeszcze nigdy funkcja przewodniczącej klasy 6a, nie wpłynęła tak mocno jej prywatne życie, bo przecież sny to część prywatnego życia, no nie? — pomyślała i zaczęła się zbierać do szkoły.


Trzej  Królowie???
Tekst napisano na podstawie opowiadania "Zwierciadło Twardowskiego" autor: JotMo