Poznajmy się

piątek, 16 stycznia 2015

Filmówka

Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5" 
                 czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część XII.
      W nocy miał sen. Śniło mu się, jak na Festiwalowej Gali Rozdania Oskarów za "Filmy o Szkole", na scenę wywołują autorów zwycięskiego filmu, w pięciu kategoriach: za zdjęcia - Jakub S Szumi (miał na sobie swoją ulubioną koszulkę z nadrukiem Badminton Rocks - badminton wymiata); za żeńską rolę pierwszoplanową  jego koleżanka z ławki (w czarnej sukni prezentowała się ekstra, a twarz jej promieniowała); za męską rolę pierwszoplanową Dawid, Bryan (kurczę, w smokingu wyskoczył na scenę!); za męską rolę drugoplanową nagrodę odebrał Kapson Z (w swojej "nietuzinkowej" czapce), za efekty specjalne Jakub F. (Cezary Pazura, który prowadził galę, miał trudności z wymówieniem tytułu nagradzanego filmu "Badmintonowi, szczerzy i młodzi" , nie on pierwszy i nie ostatni miał problem z "badmintonem"); za scenariusz do naszej czwórki doszli jeszcze Szymek i Karolka. Wszyscy stali na scenie. Trzymali się za ręce i kłaniali się, a publika szalała. Takiej burzy oklasków nigdy nie słyszeli. Aplauz był tak wielki, że ledwo, co było słychać to, co mówi Pazura.
           Obudził się. Dzisiaj w szkole, musi zapytać Kacpra, czy rzeczywiście chce ten film wysłać na festiwal, czy była to tylko ściema, by namówić Martę do zagrania w ich filmie i ją poderwać (taki nowy sposób). Ale nagle zamyślił się jeszcze bardziej:
- Hmmm.....Ale przecież, my nie kręcimy żadnego filmu. To po, co.... mam pytać, o coś Kacpra? - chyba już całkiem się obudził, bo zaczął myśleć logicznie.
- No i najważniejsze. Ja przecież nie siedzę w ławce z żadną dziewczyną.

                                                                 * * * * * * * * *

           
      Pewnego, zimowego, słonecznego i pięknego dnia, klasa 6a SP nr 4 w Zamościu, zaplanowała, że pójdzie do zamojskiego kina Stylowy na film "Igrzyska Śmierci - Kosogłos". Tak, się wszyscy zbierali i umawiali, że w końcu dotarli na seans tydzień później. Może, to malutkie, króciutkie i prawie niezauważalne opóźnienie przeszkadzało niektórym, ale chłopcom jak zwykle nic nie dało, to do myslenia. Mieli czas na wszystko. Siedzieli rządkiem na korytarzu i układali "Kostkę Rubika" na czas. Na pewno bardzo, to irytowało nasze dziewczyny, ale oni nie zwracali na, to uwagi według maksymy; Kino nie zając, nie ucieknie". Czekając, aż się wszyscy zdecydują na wyjście do kina, kilka dziewcząt, czyli: obie Julki, para Wiktoryjek, Karolinka, Paulina C - K, Marta i Giselle były takie złe, na klasowych "menów", że przez cały tydzień rozmawiały tylko o najładniejszych aktorach z serii filmów "Igrzyska Śmierci". Myślały, że dzięki temu chłopcy, przynajmniej trochę przyśpieszą swoje przygotowania do wyjścia ze szkoły, ale to chyba nie była dobra metoda na nich. Próbowały różnych sztuczek (m.in. takich jak symulowane omdlenia, okrzyków "Pali się!!!", "Uwaga Kartkówka", miłego przymilania się do "kostkowiczów"), ale nie było rady na nich. Pewnego dnia, jednak, trochę przesadziły i o mały włos nie doprowadziły do nieszczęścia:
— Wiecie co? Nudno. — Paulina wstała i zaczęła przechadzać się po klasie.
— Może makijaże sobie porobimy? — zaproponowała Karolka.
— A co ty, Karola, dziewczynka z przedszkola jesteś, żebyś się maminymi kosmetykami bawić?
Karolina zarumieniła się. — Eeee... mam na myśli takie jakieś fajne makijaże. Takie, wiesz, hmmm... takie jakie mają czarownice na filmach.
— Dziecinada. Poza tym, za ładna jesteś na makijaż czarownicy - pochlebiła jej Marta.
"Kostkowicze"

Karolina spłonęła jeszcze bardziej. Aż zrobiło się wszystkim jej szkoda.
— A może sobie powróżymy? — zaproponowała Julka.
— Mam lepszy pomysł. Wiecie co zrobimy?
— No co?
— Powywołujemy duchy. Zrobimy sobie seans spirytystyczny. Co wy na to, ślicznotki?
— Bo ja wiem... — zaczęła Wika
— Świetny pomysł. Bomba! — zawołała Gisell.
— Ale, to jakąś planszę trzeba byłoby przygotować i...
— Julcia, nic się nie martw. Masz jakiś karton? Zaraz planszę się zrobi. Nie będzie taka „zawodowa”, ale wystarczy. No, dawaj po jakąś kartkę z zeszytu..
— I jakiegoś czarnego pisaka dawaj jeszcze!
— Ale okrągłego stolika nie ma — zauważyła bystra Gisell.
Ustawiły ławkę szkolną, wyobrażając sobie jego krągłości..
Potem Paulina szczelnie zasłoniła okna i naprawdę zrobiło się nastrojowo.
— Masz ten papier?
— Mam.
         
     Wika położyła arkusz na blacie i odręcznie narysowała krąg. Wyszło raczej krzywe jajo, ale żadna nic nie powiedziała. Potem wypisała alfabet. Odeszła i z przekrzywioną głową zaczęła przypatrywać się swojemu dziełu. — Super! Teraz jakiś talerzyk by się przydał i możemy zaczynać.
          Zaczęły.
— Niech każda położy dłonie na spodku. Niech zetknięte palce wskazujące dotykają narysowanego krzyżyka. — Instruowała Wika.
Wszystkie wstrzymały oddech i znieruchomiały. Było tak cicho, że w tej ciszy usłyszały głębokie oddechy, nie zwracających uwagi na nich, układających "kostkę" chłopców.
— Duchu... — zaczęła cicho Wika. — Duchu... Przybądź... No, pomóżcie. Powtarzajmy razem...
— Duchu przybądź... — zaczęły wszystkie, a potem powtarzałyśmy za Wiktorią: — Duchu przybądź z ciemności. Duchu, objaw nam swoją obecność... Duchu, jeżeli jesteś, to rusz talerzykiem...
Gisell oderwała ręce. Odsunęła się tak nerwowo, że o mały włos, a spadłaby z krzesła.
— Wariatko... — syknęła na nią Julka — przerwałaś krąg.
Wolno, wahając się, Gisell znowu położyła dłonie na talerzyku.

Talerzyk drgnął.
„J” — wskazał talerzyk, a po chwili zaczął przesuwać się dalej: „E” — „S” — „T” — „E” — „M”.
Każda niemo powtarzała wskazane litery.
W — I — T — A — M...
— Witaj, duchu. Kim jesteś? — Karolina, przyjęła rolę pytającej.
J — E — S — T — E — M... G....
— Grześ?
Odjechał na moment, ale znowu wrócił na „NIE”
P — R — Z...
— Przyjaciel?
„TAK”
— Czyim przyjacielem jesteś?
W — A — S...
— Jesteś naszym przyjacielem?
„TAK”
— Jak masz na imię? Przedstaw się.
G — A - L - E...
— A, ożenisz się w przyszłości ze mną? - szybko zapytała Julka.
„TAK”
— Przestańmy, proszę was. — Gisell przerwała krąg.
— Gisell, no co ty. Przecież to zabawa. Przecież to na niby.
— Ale ten talerzyk... On się rusza.
— Wiktoria, go popycha — rzuciła oskarżenie Marta.

— Ja?
— Ty albo Julka.
— Wcale nie.
— A właśnie, że tak.
— To zobaczymy.
— A niby jak mamy to sprawdzić? — zapytała całkiem już rozeźlona.
— My z Julką nie dotkniemy talerzyka. Tylko ty.
Spojrzały na Martę.
— Może być. — Była przekonana, że talerzyk nawet nie drgnie.
— No to już.
Zetknęły z Martą palce i dotknęły ciepłej porcelany.
— Duchu... — zaczęły zachrypniętym głosem. — Jesteś jeszcze z nami?
Tak jak się spodziewała Marta — nie było żadnego efektu. Wymownie spojrzała najpierw na Wiktorię, a potem na Julkę.
— Duchu... — powtórzyły, ale tym razem pewniejszym głosem.
„TAK”
Marta pisnęła. Złapała się dłonią za gardło i zamarła. Z rozdziawionymi ustami, nadal trzymała dłonie na talerzyku.
— No i? — Karolina triumfowała.
— Nie chcę się już w to bawić. Koniec. — Marta wstała od stolika.

— Tak nie można. Ducha trzeba odwołać, bo inaczej...
— Co... Co inaczej? — Marta zamarła z ręką na zasłonie.
— Inaczej tu zostanie i będziemy mieli „nawiedzoną szkołę”.
— Nie żartuj. — Marta krzywo, niepewnie uśmiechnęła się.
— Nie żartuję.
— Nie słuchaj jej, Marta. To głupie przesądy. Zabobon.
— Tak??? Jesteś tego pewna?
„Jesteś tego pewna? Jesteś tego pewna?” — przedrzeźniała w myślach ten durny ton Karolina.
— A jak się odwołuje ducha? — zapytała Marta. Zrobiła krok w stronę swojego krzesła, ale najwyraźniej w ostatniej chwili zrezygnowała i nie usiadła.
— Po prostu trzeba go poprosić, żeby odszedł.
— To go poproście.
— Siadaj.
— Nie. Ja tu postoję. Same go poproście.
— Jak chcesz.
W siedem połączyły dłonie.
— Duchu... Jeżeli jeszcze tu jesteś, odejdź...
Nic
— Duchu, prosimy cię, abyś odszedł w spokoju.

„NIE”
      Zamarły. Żadna nic nie powiedziała. Kątem oka zauważyły, jak Marta po dziecięcemu zakrywa oczy. Często robiła tak w kinie, gdy chciała się ustrzec przed obejrzeniem krwawej sceny.
— Dlaczego?
C— H — C — E... Z — O — S — T — A — C... Z... J - U - L - K - Ą..
       Julka siedziała osłupiała i nie wiedziała, co myśleć. Chociaż, chciała się kiedyś spotkać z Gale Hawthornem, bohaterem "Igrzysk Śmierci". Chociaż była, to jej prawdziwa "platoniczna miłość", taka wielka, że tylko pewnie Dominika przeżywa większego "platonika" do Niella z 1D. To jednak, zadecydowała, żeby jego duch poszedł już sobie do domu.

- Pa, pa.. Mój Mały Książe. - powiedziała cicho, a duch wyleciał wywietrznikiem z sali lekcyjnej.

CDN...
Autor J.S.