Poznajmy się

czwartek, 8 stycznia 2015

Co się z nami dzieje?

Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5" 
                 czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część VIII.
To już na pewno 1D
- Gdzie my jesteśmy, nie ma nas - krzyczały z przerażeniem, robiąc wielkie zamieszanie dziewczyny.
- Nie ma nas, co się z nami dzieje - najgłośniej płakała Wiktoria.
- Niemożliwe, że was nie ma - uspokajał, je wychowawca.
- Przecież nie mogłyście zniknąć - kontynuował.
- Niech pan dotknie mojej głowy, to pan zobaczy - powiedziała, jak zwykle uśmiechnięta Gisell. 
- Rzeczywiście - jego ręka machała jakby w pustej przestrzeni, przeszywając ciała nastolatek. - Nie ma ich! Znowu zniknęły gdzieś w swoich marzeniach.

                                           * * * * * * * *
       Dawno, dawno temu, wczoraj Wiktoria T, poszła na spacer do parku. Zima, minus 13 stopni, a ona maszerowała z gołą głową, pełna wesołych myśli i pełna tego wspaniałego uczucia, które fachowo nazywa się chyba: "Platoniczna Miłość".
 - No, to co, że „platonik” – tak sobie myślała. – Przecież, każde uczucie jest czegoś warte.
Nagle zobaczyła za drzewem jakiegoś chłopaka. Zaczęli rozmawiać.


- Nie zmarzniesz? – zapytał on.
- Nie! Jestem taka, że nie choruje – skłamała trochę Wiktoria.
- To, dobrze, bo w piątek grasz w siatkówkę – dodał szybko i zaraz się przedstawił – Jestem Piotrek. Pan Piotrek, to znaczy Piotruś Pan – chyba coś jednak pokręcił.
- Przepraszam Cię Piotrek, Panie Piotrek, no… Piotrusiu Panie – nie wiedziała jak dokładanie mówić do niego. - Ja tak nie mogę.
- Jak nie możesz? – zapytał Piotrek.
- Nie mogę, tego zrobić jemu… Przepraszam – powiedziała pół-płacząc i uciekła.
  Gdy, tak biegła przez park zobaczyła jego. Trochę zwolniła, trochę się wyprostowała, wytarła oczy, które teraz stały się jeszcze bardziej błyszczące (stary numer naszych dziewcząt) i uśmiechnęła się. Jej „platonik”, jakby zauroczony od razu zapytał:
- Pójdziesz, ze mną do kina – i szybko dodał - na film?
- Tak, nie ważne, co dzisiaj grają – już całkiem się śmiała.
 I tak poszli na „Hobbita”, gdzie Wiktoria się strasznie nudziła.

           * * * * * * * * * 

    Naciśnięty dzwonek zrobił „dzin - don”...
— Tak?
— Ja do „Głównej Bohaterki...”
— Zaraz... zaraz... — Za drzwiami posłyszał różne „szuru szuru”. — Zaraz, zaraz... Już otwieram! — Najwyraźniej zrobił Głównej Bohaterce suprajzę.
— Czym mogę służyć? — Otworzyła wreszcie i zobaczył ją w całej krasie: w dresie UKS KIKO Zamość i Yonkach na nogach.
— Porozmawiać chciałem o spotkaniu w romantycznej restauracji.
 — Proszę do środka. Proszę. — Słowa, uśmiech plus gest ręką sprawiły, że z czystym sumieniem przekroczył próg.
     Znaleźli się w przedpokoju ze ścianami pociągniętymi na granatowo. Na suficie — również granatowym — ktoś pracowicie wymalował słoniki i znaki zodiaku. Bardzo wesoło, ale przecież to nie jego przedpokój.
— Proszę do końca; do mojego pokoju.
Usiadł na wygodnym krześle i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
- O… moje zdjęcie na jej biurku – spostrzegł i uśmiechnął się szeroko. – To bardzo miłe z jej strony.
- To.., co to miałaby być za knajpka? – stanęła w drzwiach przebrana do wyjścia, w „szałowej sukience” Główna Bohaterka.
- No…, myślałem, że pójdziemy do Mc Donaldsa – zaproponował.
- Ależ, mój drogi.. To ma być romantyczna restauracja? – zrobiła wielkie oczy.
- Mam zniżki – chciał ratować sytuację, ale „spalił cegłę”, a w pokoju naszej Głównej Bohaterki zaczęły wirować wszystkie notatki, zeszyty i książki.
- Jak ja jutro się spakuję do szkoły – krzyknęła tak głośno, że czar prysnął i wszystko wróciło do normy, ale Patryka już tam nie było.

* * * * * * * * * * *
      Zerknął na zegarek; jeździł już tak drugą godzinę. Daleko na horyzoncie zaznaczał się świt. W świetle reflektorów widać było jak nad Rynkiem Wielkim, wyłazi mgła i pcha się na całą powierzchnię zamojskiego Starego Miasta.
     Byłoby dobre zdjęcie - pomyślał, przyglądając się kamieniczkom.
     Na ławeczce ustawionej wzdłuż lodowiska zauważył kilka osób.

- Łyżwiarze – popatrzył na nich z drwiną.- Pewnie odwalają swoje obowiązkowe godziny z dziewczynami i się męczą.  Jeszcze przez kilka godzin nie będzie miał z nimi kłopotu. Padają na nosy z wysiłku i nie robią tłumu na lodowisku.
— Nie przysypiaj. Porozmawiaj ze mną. — Julka H stuknęła go łokciem w bok.
— Może puszczą jakąś muzykę. – skierował się do obsługi.
— Nie chcę muzyki. Chcę, żebyś mówił. Gadającego spikera też nie chcę słuchać — uprzedziła jego propozycję i zajechała mu drogę. — Chcę, żeby ktoś mówił tylko do MNIE.
— Ktoś?
— Tak, „ktoś”. — Z teatralną sztucznością zerknęła na niego, tak aby zobaczyć
swoje odbicie w jego oczach, a potem równie wolno spojrzała na taflę lodu.
— Nikogo tutaj nie widzę, więc wynika z tego, że tym „ktosiem” jesteś ty. Mów.
— O czym?
— Boże, ale jesteś dziwny. Nie wiem, o czym. Wymyśl coś, albo zaraz wyjdę z tego śmiesznego lodowiska.
— Coli bym się napił – powiedział, ale wahnął się i mocno przytrzymał się Julki.
— Kacperku, lepiej złap mnie za rękę, bo się w końcu połamiesz. Patrz, tam dalej są JS i JS – powiedziała na koniec Julka.
     Przez chwilę milczeli...

CDN

Autorki W i J.