Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5"
czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część XXVIII.
„Nie, nie wierzę, że ze mną jest aż tak źle. Muszę to
przemyśleć w wolnej chwili... – pomyślałem – To nie może być prawdą, że aż tak
o tym pomyślałem”.
Szybko
uporaliśmy się z tobołkami całej trójki dziewcząt, które wyjeżdżały ze mną na
turniej badmintona do Siguldy. Żeby mieć pewność, że dziewczyny poczują się
dobrze w moim „super autku", przesunąłem fotel przedniego siedzenia jak
najbardziej do przodu. Nie byłem jednak pewien, czy w czymś to pomoże.
Z każdym
kilometrem przybliżającym mnie do Siguldy poprawiał mi się humor. Ale zanim
dotarliśmy z towarzystwem na miejsce, poczułem się w obowiązku, aby coś im
wyjaśnić:
- Ale wiecie.... Nie myślcie sobie czasem, że jedziemy na
turniej… – odchrząknąłem – żeby…
- TRENERZE – Paulina zaczęła się śmiać – my wiemy po co jeździ się na turnieje.
- Ty chyba też czujesz to co ja…, ale nawet nie zdajesz
sobie z tego sprawy. Bo ty chyba już zapomniałaś, jak to jest. Oj, Paulina nie
wiesz o czym chcę powiedzieć..
Spojrzałem
pytającym wzrokiem na całą siódemkę.
- Chociażby, ta twoja dzisiejsza mała scenka zalotów w Aqua
Parku – powiedziałem.
- O czym pan mówi?
- O, te wasze granie w siatkówkę wśród fal, na basenie. Tak
nawiasem mówiąc, to cię podziwiam...- poklepałem ją przyjaźnie po ramieniu.
Chciała
mi coś odpowiedzieć. Coś, co byłoby cholernie zjadliwe, złośliwe, trafne i
powalające, ale chyba nic nie przyszło jej do głowy.
Spojrzałem
na Julię. Miałem wrażenie, że jej dusza ulegała jakiejś przemianie. Białka
zalśniły jej jak bielma oczu wilczycy oświetlone księżycowym promieniem. Coś
obcego czaiło się w tych oczach. Obcego, inteligentnego, wściekłego, a
jednocześnie zniewalającego jak spojrzenie Meduzy. Machinalnie, jakby
pociągnięty za niewidzialny powróz uwieszony na szyi, podszedłem i zapytałem.
- Ona... – usłyszał szept Wiktorii – ona czeka na spotkanie
jutro ze swoim znajomym z Łotwy.
- Ona... – ponownie
zaczęła z wysiłkiem Wiktoria - ... wybrała sobie, ciebie na pośrednika pomiędzy
nim a nią..
Potem jakby
straciła siłę . Jej mocna ręka opadła bezwładnie. Dłoń, nie trafiwszy do
kieszeni, bezwładnie wylądowała na jej udo z nieprzyjemnym pacnięciem, które w
panującej ciszy zagrzmiało tak, jakby jakaś chorobliwie obrzmiała ropucha
spadła z dziesiątego piętra i rozchlapała się na betonowych płytkach chodnika.
Spojrzałem
na nią przerażony. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to przecież tylko
Wiktoria, a ona umie, tak sobie zrobić.
CDN