Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5"
czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część XXVII.
Powoli, bez zbędnych ruchów głowy, uniosłem
powieki i zerknąłem w okno. Było szaro. Padało - jak zwykle w niedzielę, kiedy
mam wolne. Pionowe, długie odcinki wody bezszelestnie cięły szybę,
pozostawiając na niej szarochromowe zacieki.
Może tym razem mi się uda... -
pomyślałem.
Nie, nie udało się. Ciało zorientowało
się, że już nie śpię. W głowie poczułem osuwające się kamienie, a potem ostry
ból w potylicy, który ściąłby mnie z nóg, gdybym stał. Instynktownie umysł
chciał wyrwać się z tej pułapki; wyjść na zewnątrz. Szarpnąłem się, ale ból -
jak elastyczna lina - najpierw pozwolił na krótki odskok, ale po chwili
ściągnął mnie z impetem w swoją otchłań. Coraz częściej, po dłuższych zawodach
jestem taki zmęczony.
Niby nie gram, niby tylko się przyglądam, ale te emocje
powodują u mnie zbyt duże zmęczenie. Czarne mroczki zawirowały przed oczami.
Przebłysk myśli spowodował lekkie zaniepokojenie. A może to byłoby dobre
rozwiązanie? Jedna część mnie tak myślała, ale druga rozpaczliwie bała się, że faktycznie
tak się stanie i walczyła o przetrwanie. Osaczona, kłuta rozżarzonymi
igiełkami, miotała się i rozpaczliwie próbowała skulić się w sobie, bo na
ucieczkę nie było najmniejszych szans. Błyskawicznie zacisnąłem powieki. Płytki
oddech - raz, uniesiona ręka - dwa, spuszczenie jej na podłogę przy łóżku -
trzy.
Po omacku, drżącą dłonią obmacywałem
podłogę i próbowałem znaleźć tablet, który obecnie służy mi za książkę. W nim,
wgrane mam około 1 000 e-book - ów. W głowie rozszalał się tajfun myśli.
Nie…, dzisiaj rano nie będę czytał książki. Dzisiaj przygotuję się na poważną rozmowę,
którą przeprowadzę jutro w szkole.
Te oczy patrzyły na mnie z litością. Nie lubiłem
tego typu wzroku.
-
Nie rozumiem ich - powtórzyłem na głos, by się upewnić, że ktoś usłyszy.
Mogłem się poruszyć, ale nie zrobiłem
tego. Myśli nie krążyły już chaotycznie. Uniosłem głowę.
Padało.
Otworzyłem
zeszyt i długopisem zacząłem robić notatki: „ „Pierwszymi wynalazkami umysłu ludzkiego, gdy
nie zajmowało go już wyłącznie samo przetrwanie, było prawdopodobnie powstawanie
ludzkich struktur społecznych. Dawne rytuały, były tak ściśle związane ze strukturami
spójni społecznej, że trudno je rozgraniczać. Szczególny charakter miały
obrzędy związane z wprowadzaniem osoby w wieku młodzieńczym do życia ludzi
dorosłych, które zwane są ceremoniałami inicjacyjnymi.
Skończyłem opracowanie,
przeczytałem jeszcze raz i dałem do przeczytania swojej żonie Ani. Tych
kilkanaście zdań przeczytała bardzo szybko i uśmiechnęła się.
- No i co myślisz, o tym? – zapytałem.
- Wiesz, co… odpowiedź jest bardzo prosta – skitowała moje opracowanie i
lekko zmarszczyła brwi. - Wiele wieków tworzenia się kultur na wschodzie i
zachodzie. Wiele zwyczajów znanych i zapomnianych. Tysiące naukowców, którzy głowią
się nad tym, co oznaczały różne zabiegi higieniczne u ludów pierwotnych. A
teraz, ktoś wymyślił reformę oświatową i „ceremoniały inicjacyjne” zamieniły
się w moment przejścia młodzieży przez drzwi nowej szkoły, która nazywa się
GIMNAZJUM. Wszystkie naukowe opracowania i lata dociekań: „Kiedy nasza młodzież
zaczyna dorastać”, można wyrzucić na śmietnik. Teraz czy tego dzieci chcą, czy
nie.. muszą zachowywać się jak dorośli kończąc szóstą klasę (tak przynajmniej
wszystkim im się wydaje).
- Wiesz, co… Jak zwykle masz rację. Niepotrzebnie przygotowuję się do
tej rozmowy, którą chciałem przeprowadzić z moimi uczniami jutro. Cieszmy się ich
dzieciństwem jeszcze, ten jeden ostatni miesiąc.
CDN