Poznajmy się

niedziela, 10 maja 2015

Dni są policzone.

Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5" 
                czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część XXVI.

     
                  To nie był koniec niespodzianek wyznaczonych przez los na dzisiejszy dzień. Podczas pierwszej lekcji pani Wszoła (nauczycielka matematyki) poinformowała mnie, że wychowawca chce ze mną porozmawiać, w pokoju nauczycielskim. Propozycję skwitowałem wzruszeniem ramion. Nie miałem pojęcia, o czym chce ze mną gadać. Nic mi nie przychodziło do głowy. Dopiero po dłuższej chwili namysłu, doszedłem do wniosku, że być może chcą mnie zmusić do nauki.
       Tak! Na pewno chcą mnie „zachęcić do nauki”. Na pewno przeproszą mnie za wszystko i zaczną swoje dziwne wywody. Nawet nie będę domagał się, żeby mnie długo namawiali. Chętnie się przejdę do kantorka nauczycieli w-f. Spacerek dobrze mi zrobi. Podjarałem się myślą, że przepadnie mi kilka minut następnej lekcji. Pewnie trzeba będzie się przewietrzyć... Deszcz chyba już przestał padać, bo ile może padać? Ale gdybym wiedział, o co chodzi, to bym zapytał, a przecież nie wiedziałem. Już myślałem o rozmowie z panem Sławkiem.
       Wstałem i spakowałem wszystko w tornister. Trzeba zrobić dobre wrażenie. Nałożyłem mundurek, za który mam najwięcej minusów w swojej klasie - tak na wszelki wypadek. Na wypadek, gdyby akurat wychowawcy chodziło o jego brak. Uśmiechnąłem się i skierowałem się do drzwi.
       Prosto – przez aulę, schodami i znowu korytarzem koło sklepiku, korytarz i dotarłem do  drzwi, za którymi zazwyczaj znajduje się mój wychowawca.
    
   Zapukałem. Wydawało mi, że mam coś komuś powiedzieć, ale nie mogłem sobie przypomnieć, co…?
- Proszę!
       Nauczyciel otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka.
- Proszę siadać. - profesor wskazał na krzesło przed biurkiem.
       Skorzystałem.
- I jak Ci się żyje?
- A normalnie. Bez zbędnych wstrząsów, jeden dzień na dobę - odparłem wesoło.
       Rozejrzałem się dookoła. Normalny pokój. Na ścianach wisiały półki z zatrważającą ilością pucharów.  Nie jest to gabinet zwykłych nauczycieli w-f - doszedłem do prostego wniosku. Tutejsi nauczycieli muszą kochać swoją pracę. Poczułem się rozluźniony i swobodny. Uśmiechałem się radośnie - nauczyciel, który mnie wezwał jest bardzo pokojowo nastawiony do mnie.
- Dlaczego się uśmiechasz?
- Bo jest mi bardzo wesoło- odpowiedziałem szczerze, bo czego jak czego to szczerości mi nie brakowało.
- Masz na tyle mocy w sobie, aby w poniedziałek przebiec 1 000m na zawodach? - zagadnął fachowo profesor.
- A czemu nie? - wzruszyłem ramionami. – Co się nie robi, żeby nie pójść na lekcję?
- Co? A nie chodzi ci, o to, że masz zaszczyt reprezentować naszą szkołę?
- No więc?
- Co: no więc? - zapytał zdziwiony.
- Będę szczery – odpowiedziałem. – Mamy 11 maja 2015r. Według moich obliczeń… Jeżeli weźmiemy pod uwagę, wszystkie dni wolne, dla naszej klasy… To do końca roku szkolnego i do zakończenia nauki w szkole podstawowej zostało nam (naszej klasie) 21 dni nauki. Każdy następny dzień wolny od lekcji, to kolejny dzień zbliżający mnie do upragnionych wakacji.

   
    Pan profesor patrzył na mnie swoimi wielkimi i zdziwionymi oczami. Zawsze uważał, że dzieci mają naturalny pęd do wiedzy. I zawsze łudził się, że młodzież uwielbia się uczyć czegoś nowego. Dzisiaj dowiedział się, że każdy dzień nauki jest policzony i na wakacje czekają z utęsknieniem nie tylko nauczyciele, ale także uczniowie.