Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5"
czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część XXI.
Nie spieszyła się. Na zawody już się spóźniła, ale
wiedziała, że jej mecze rozpoczynają się dopiero za pół godziny. Następny
będzie miała dopiero o dziesiątej
trzydzieści. Stanęła, sprawdziła, czy w sklepiku jest wystarczająca ilość batonów,
żeby mogła później przyjść i kupić je sobie w chwilach dużego zmęczenia.
Wiedziała,
że jest częścią największego w Polsce turnieju badmintona - czuła to, ale nie
potrafiła sobie tego wytłumaczyć. To wszystko... - pomyślała - to wszystko
wymyka się jej, nie ogarnia tego. Na nic zdaje się jej wiedza, zaciągnięta z Internetu.
Weszła
do szatni. Zaczęła się przebierać. Wszystkie swoje rzeczy zwinęła i wsadziła do
reklamówki. Rozejrzała się, gdzie by tu wcisnąć ten pakunek... Nie mogła się zdecydować. W końcu
dźwignęła ciężki materac wsunęła
reklamówkę w najdalszy kąt szatni. Usiadła zaniepokojona i zdyszana. Czuła się
zmęczona, jak po przytarganiu na piętro ciężkiego wora ziemniaków.
Gdzieś
wędrowała myślami, ale dokładnie nie wiedziała, gdzie. Błądziła jak po ciemnym
pokoju, bojąc się, że za moment wpadnie na jakiś ciężki mebel lub nastąpi na
jakieś rozbite szkło. Usilne przekonywanie samej siebie, że ten
"pokój" w jej umyśle jest zupełnie pusty, wcale nie działało
uspokajająco.
Głos z
głośnika sprawił, że się wzdrygnęła. Oprzytomniała. Spojrzała w JEGO kierunku, wiedziała,
że od wczoraj ON tam jest, ale nie ruszyła się. Opanował ją bezwład. Musiała
się mocować sama z sobą, by wstać, pójść na salę do wywołanego meczu. Znowu go zobaczy,
znowu poczuje jego wzrok na sobie. Jest „Boski”.
Mecz
zadziałał na nią jak zimna woda. Zaczęła grać i recytować nieznaną formułkę. Słowa
same cisnęły jej się do ust:
"Viktor.
Jesteś Życiem i Śmiercią, jesteś Chwałą i Upadkiem. Świat drży gdy mówię o Tobie.
Moją mocą jest łączenie się z Tobą myślą. Pod moją władzą jesteś ty i słowa, i
liczby. Widzę w całości siebie w Danii,
że tam jestem. Moim głosem przemawia pokolenie badmintonistek z Zamościa".
- Słowa te - znaczenie tych dziwnych słów - spłynęło na nią nagle. Zamarła
nagle z wyciągniętą ręką i nie mogła odebrać zagrywki przeciwniczki.
"Viktor"
- przypomniała sobie znaczenie tego imienia: to imię Mistrza Świata Juniorów w
Badmintona. Przypomniała sobie jeden z wykładów wychowawcy i to, co powiedział:
Jest najlepszym młodym zawodnikiem w Europie. Gra od 5 roku życia i nie ma
jeszcze dziewczyny.
Mecz
się zakończył. Na szczęście wygrała dwa razy do 11. Siadając na ławeczce przy
oknie, potrąciła jakąś dziewczynę. Zauważyła, że na kolanach trzyma telefon.
Jej palec wskazywał mniej więcej środek telefonu. Chyba robiła sobie sweet focie. Dziewczyna
spojrzała na nią przelotnie, kiwnęła lekko głową, a potem ponownie ją
pochyliła, wpatrując się w telefon.
Poznała ją, to była Giselle. Znowu robiła sobie zdjęcie z Viktorem.
- Nie, dziękuję. - Podniosła się ciężko z ławki.-
zrozumiała, że nie jest tu mile widziana. Zerknęła jeszcze na niego przelotnie
i z jakąś przedziwną chytrością popatrzyła na Julkę. - Chciałabym... - przełknęła
ślinę – jeszcze trochę tu postać.
- No… postać możesz, tylko cofnij się lekko. Muszę coś sprawdzić
- powiedziała Julka i lekko odchyliła
głowę pokazując jej, aby się odsunęła. Podeszła do Viktora. W jej ruchach można
było wyczuć „coś”. Może określenie: "wielkiej miłości" byłoby zbyt
mocne, ale z całą pewnością były to ruchy pełne, - czułości? zadurzenia? Jej ruch przypominał
pląsy małej dziewczynki i wytrawnej baletnicy. Nie, nie można tego określić prostymi
słowami.
Obie
stały nieruchomo z pochylonymi głowami i przyglądały się postaci blondwłosego Skandynawa.
Julka,
onieśmielona urokiem duńskiego badmintonisty, nie miała odwagi - ot, tak po
prostu – podejść do niego. Nagle, coś takiego zdawało się jej zbytnią śmiałością.
- Proszę bardzo, Julka. Jest twój - cicho zachęciła ją
koleżanka.
Wreszcie
zdecydowała się podejść bliżej. Był, taki piękny – i tak, go zapamiętała. Podeszła
do plakatu. Ten sam magiczny prostokąt - pomyślała z ulgą. A niby czego miałaby
się spodziewać? - uśmiechnęła się. - Że przez noc postać ulegnie zmianie i ożyje?
Zaczęła
wodzić palcem - jak niewidoma czytająca brajlem - po jego włosach. Przyszło jej
do głowy, że rzeczywiście jest "niewidoma"; że przejrzy na oczy dopiero,
gdy Viktor będzie prawdziwy. Czy chce tego? - palce znieruchomiały - Tak!
Bardzo chce. Czy się boi? - Tak. Bardzo się boi. Poczuła się jak dzieciak, jak
uczennica stojąca przed drzwiami sali do matematyki, za którymi czeka ją egzamin
szóstoklasisty. Poczuła też, że jeśli przekroczy te drzwi, to nie będzie już
odwrotu.
odwrotu.
Jeśli okaże się, że jest słaba? Jeśli.... Było
tyle tych "jeśli". Poczuła też jeszcze coś; poczuła, że jest sama.
Zupełnie sama... Oderwała dłoń od kwadratu i szybko pocałowała Viktora w
policzek.
Ogarnął
ją niepokój. Niepokój to mało powiedziane; przez głowę przebiegł jej cały
sztorm różnych sprzecznych uczuć.
Spojrzała
na plakat. Viktor Axelsen jak stał nieruchomo na swoim miejscu, tak stał.
„Do widzenia mój książę…”
Te
słowa pojawiły jej się w głowie znikąd. Spojrzała na niego już nie zdziwiona, a
potem zerknęła na Giselle, od niej oczekując wyjaśnień.
- Zaczęło się - wyszeptała.
- Co się zaczęło?
- Twoja historia w „nowej plotce”- powiedziała z uśmiechem Giselle, skłoniła się
lekko i poszła na przyrodę.
CDN