Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5"
czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część XXII.
Wreszcie wylądowałam na ławce oczekujących na spotkanie.
Obok mnie usiadła przeciwniczka z Mielca, patrząc na mnie swoimi dużymi
przerażonymi oczami.
- No i jak się Julka czujesz? - zapytał troskliwie Moso.
- Nie będę ukrywała, że bardzo marnie. - odparłam szczerze,
przecież niedawno grypa położyła mnie do łóżka na cały tydzień.
- Musimy coś z tym zrobić... Musimy coś z tym zrobić! Tak
nie może być – mówił do siebie Moso wczuwając się w rolę sędziego głównego
Mistrzostw Polski UKS – ów w Badmintonie.
No
pewnie, że musimy coś z tym zrobić, bo coś za często mi się, to zdarza -
pomyślałam.
Moso
siedział przed laptopem, podpierając brodę ręką. Myślał.
Wreszcie
stanął.
- Dobra Julka, boisko wolne idźcie grać.
- Dobrze. Niech będzie - Zgodził się łaskawie. - Ale...
- Co, ale?
- Ale masz wygrać szybko, bo mi się śpieszy.
- Obiecuję, że będzie szybko! - przyrzekłam uroczyście. -
Będę walczyła jak tygrysica, przecież tamci patrzą.
- Dobrze, niech patrzą, śpiesz się.
- Ja załatwię, to szybko. - Byłam zdesperowana.
Mistrzostwa Polski UKS – ów w Badmintonie. Przyjechali ONI.
Kilku na pewno godnych uwagi. Ale jak się zaprezentować, żeby zwrócili na mnie
uwagę? Paulina wyprostowała i rozpuściła
włosy, Wiktoria porusza się po parkiecie, z taką gracją, że wszyscy (nawet Pan
Prezydent Zamościa) patrzą tylko na nią. Klaudia i Magda jak zwykle wyglądają „szałowo”,
a ja biedna muszę się męczyć i kombinować.
Ci z Mielca już na mnie patrzyli, chłopak ze Lwowa przygląda
się dziewczynom z kategorii „B”, a Białystok jest chyba za bardzo dziecinny.
Nic to, trzeba rozpocząć mecz.
*****
- No... cieszę się. - Poklepał mnie po ramieniu trener, po wygranym
meczu. – Proszę teraz posiedź i odpocznij.
Dobrze nam idzie… już masz medal. Szykuj się na mecz półfinałowy. Bardzo dobrze
dzisiaj grasz.
Mnie wcale
się tak nie wydawało; wolałam, żeby przynajmniej jeden chłopiec spojrzał na
mnie podczas mojego meczu.
- Jestem samotna – chyba powiedziałam, to na głos, bo wszyscy
spojrzeli na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby nie wierzyli, że to prawda. Sama prawdopodobnie miałam nie mniej zdziwione
oblicze, bo się nie spodziewałam, że chłopcy
przypatrują mi się z ciekawością, a szczególnie jeden. Postać stojąca w półcieniu
i tyłem do światła nie mogłam rozpoznać, ale po głosie poznałam Jakuba. Skąd on
się tu wziął, u licha!?
- Cześć Jakub - powiedziałam, zapominając, gdzie jestem i
machnęłam ręką. - Mało brakowało, a
rzuciłabym mu się w ramiona, ale tylko się uśmiechnęłam.
- No bo wiesz, Julka, ja to już mam takie szczęście, że
zawsze nie w porę gdzieś się przypałętam. No wiesz, - wariacja... same głupie myśli pchają się do
łba. I kiedy usłyszałem, to co powiedziałaś, to wiedz, że ja zawsze mogę Ci
służyć pomocą, w tej samotności.
- Poczekaj chwilę. Odpocząć muszę, bo jeszcze przed chwilą grałam
mecz i może coś powiedziałam, tak sobie…- próbowałam wyjść z twarzą z tej
sytuacji.
Jakub,
należał do tych nielicznych, którzy wierzyli w każde moje słowo - i w mój gust,
i kompetencje. Za to też go lubiłam, bo nie znosiłam, gdy, któryś z chłopców
podważał moje opinie na tematy, o których nie mieli zielonego pojęcia.
- No i które już masz miejsce? - zainteresował się, co u
niego było typowe. Jakub zawsze z dziecinnym zaciekawieniem podchodził do
wszystkiego. Wszystko traktował poważnie i zawsze chciał wszystko wiedzieć.
Nawet steku bzdur wysłuchiwał cierpliwie i z uwagą do samiuśkiego końca. Pewnie
za to też go lubiłam (nieraz był zmuszony wysłuchiwać mojej „paplaniny”). Był
dobrze zbudowanym jak na swój wiek chłopcem. O ile wiem, Jakub nie miał obecnie dziewczyny. Co jeszcze można
powiedzieć o Jakubie? Super gra w badmintona, ale dzisiaj mu nie wyszło.
Przegrał mecz o medal z Bartkiem. Jedna moja znajoma
stwierdziła: "On wygląda jak zakapior". Dodała jeszcze, że gdyby go
nie znała i zobaczyła go w ciemnej ulicy, zaraz przeszłaby na drugą stronę, a
gdyby to było niemożliwe, zaczęłaby wrzeszczeć i wołać policję. Ponoć większość
osób, które go nie znały, tak reagowały na jego widok - bano się go. Tego nigdy
nie rozumiałam, bo był przecież człowiekiem spokojnym i łagodnym, i nigdy się
nie zdarzyło, by był agresywny bez jakiejś wyraźnej przyczyny. Poza tym, czy
poeta może być agresywny? Tak, tak! Jakub był poetą i to poetą dobrym. O tym,
że Kordżini uprawiał poezję nie wiedziało zbyt wiele osób, a on wcale nie dbał
o to, by tą sprawę rozgłaszać. O tym
wiem tylko ja i kilka moich koleżanek, bo Jakub pisał tylko dla mnie i tylko o
mnie.
- Jednak nie jestem samotna – pomyślałam i uśmiechnęłam się
do swoich myśli.
CDN