Cykl opowiadań z serii pt.:" PLOTKA 5"
czyli: "Bajki nie całkiem zmyślone." część VI.
Zerknęła w lustro.
Przez mgnienie wydawało jej się, że na tafli poruszył się jakiś zamazany cień.
— Ech, przewidzenia — mruknęła. —
Zestresowana jestem i tyle. Dwadzieścia pięć dni wolnego, a jutro znowu do
szkoły – tłumaczyła sobie, ten dziwny stan jej osobowości.
To, że tafla lustra była jaśniejsza
wytłumaczyła sobie padającym na nie światłem. Wyciągnęła zwitek papieru i zaczęła
mu się przyglądać, w lustrzanym odbiciu.
- Może, to jest rozwiązanie
zagadki? - pomyślała.
Palcem zrobiła
smugę, na zaparowanym szkle, a po chwili kolejną i kolejną. Ślady zdawały się
być jaśniejsze i bardziej klarowne — tak jakby palcem ścierała nie wodę, lecz
szron z zamarzniętej szyby.
— Co za licho? - Zaczęła przecierać lustro,
już nie palcem lecz całą dłonią. Po chwili idealnie odbijało jej postać z kartką
w dłoni. — Do licha, co jest grane? — Metamorfoza lustrzanej tafli tak ją
zaskoczyła, że nie zauważyła innego fenomenu: „Co jest grane?” powiedziała na
głos, ale usta jej odbicia pozostawały nieruchome.
Odskoczyła od lustra i klapnęła na tyłku. —
Mam omamy — próbowała wytłumaczyć sobie to, co widziała — albo jeszcze się nie
obudziłam!
Twarz Tamtej zmieniła się. Stawała się coraz
bardziej płaska i rozlazła: szeroka z czarnymi drucikami zamiast włosów. Małe
oczka zapadły się głęboko.
Błyskało w nich coś zwierzęcego, ale owa zwierzęcość
nie miała nic wspólnego z bezmyślnością. Nabrzmiałe wargi rozchyliły się w
lekkim przymilnym uśmiechu, ale w tym uśmiechu (a raczej uśmieszku) było coś złośliwego.
Palce skrobiące taflę były sine i zakończone żółtawymi paznokciami z obwódkami
brudu. Obwisła skóra na ramionach dygotała w rytm tego skrobania i bardziej
przypominała pożyłkowaną galaretę niż ludzką skórę.
Patrzyła na to wszystko, ze sparaliżowanym
strachem. Oddychała płytko, bo zachłyśnięcie się oparami kwasu wydobywającymi
się z lustra groziło śmiercią — tak jej się wydawało. Już nie była w stanie
myśleć. Już nic jej nie dziwiło. Mogła tylko patrzyć.
— Głupi sen — krzyknęła na głos, budząc się
rano. — Co za dziwactwo! — powiedziała
głośniej. W głowie jej huczało. — Muszę
rozwiązać, zagadkę zawartą w rozszyfrowanej notatce, bo inaczej zwariuję.
- Dlaczego tylko
dorośli wiedzą (albo udają, że wiedzą) o, co chodziło naszym zakochanym? —
uświadomiła sobie. Przyśniło jej coś dziwnego. Jeszcze nigdy funkcja
przewodniczącej klasy 6a, nie wpłynęła tak mocno jej prywatne życie, bo
przecież sny to część prywatnego życia, no nie? — pomyślała i zaczęła się
zbierać do szkoły.
Trzej Królowie??? |
Tekst napisano na podstawie opowiadania "Zwierciadło Twardowskiego" autor: JotMo